Dziś w serii Kolekcja Portalu opowiemy o grze Narcos, w której gracze wcielają się w El Patróna i jego kolumbijską mafię lub w ścigające go po całym kraju zespoły, które zjednoczyły siły by go dopaść. Kto wyjdzie z tego pojedynku zwycięsko? W tej grze napięcie trwa od początku aż do końca, a o wygranej zaważa jedna decyzja. Jeden “złoty strzał”.
“El Patrón” oznacza tyle co “szef”. Tak mówiono na Pablo Escobara, szefa kolumbijskiej mafii. Nazywany był Królem kokainy i stał się jednym z najbardziej bezwzględnych i bogatych ludzi na świecie. We wczesnych latach 90. zarządzał 30 miliardami dolarów majątku (sic!), a w latach 70. zarabiał nawet milion dolarów dziennie.
Wiele prominentnych osób siedziało mu w kieszeni: politycy, urzędnicy, a nawet sędziowie. Przekupywał ich proponując łapówkę albo ołowianą kulkę. Powiedzenie “plata o plomo”, czyli “srebro albo ołów” było znakiem rozpoznawczym ludzi Escobara. Jeśli ktoś stanął mu na drodze, był likwidowany. Głównym rywalem gangu Escobara był konkurencyjny Kartel z Cali. Ale to Escobar kontrolował 80 procent światowego rynku kokainy. Gangsterzy z Cali płacili wysoką cenę, by móc zadowolić się choćby ułamkiem z tego.
Wróg publiczny numer 1 znienawidzony przez władze, cieszył się jednak ogromną popularnością w Medelin, gdzie finansował stadiony i rozdawał pieniądze biednym. Taka hojność spowodowała, że lokalni prości ludzie nie tylko go uwielbiali, ale mieli wręcz za bohatera i chronili go przed policją.
Escobar miał takie wpływy, że sam ogłosił “zakończenie działalności” i to na swoich zasadach. Przebywał w swojej rezydencji w areszcie domowym. Ale uciekł. Ukrywał się, by uniknąć ekstradycji do USA. Konkurencyjni bossowie narkotykowi stworzyli organizację Los Pepes, która jednocześnie z kolumbijską policją dążyła do jego złapania. Jak ta historia zakończyła się naprawdę? Escobar przegrał, dostał “plomo”.
W grze Narcos przystępujemy do rywalizacji, gdy jeszcze nic nie jest rozstrzygnięte. El Patrón uciekł i ukrywa się, a działania wykonuje rękami swoich wiernych mafiozów, Sicario. Są ścigające go 4 grupy: policja kolumbijska, Amerykanie z DEA (Drug Enforcement Administration), handlarze narkotyków z Los Pepes oraz Kartel z Cali. Jest mapa Kolumbii, na której Sicario El Patróna stawiają laboratoria, gdzie produkują kokainę, a następnie ją przemycają dostarczając na lotniska. Jest tor uwielbienia, po którym “wspina się” El Patrón. Są nawet karty “plata o plomo” służące do zastraszania podążających za Escobarem tropiących. Wszystko świetnie osadzone w historii.
Gra ocieka klimatem. Polowanie na najpotężniejszego barona narkotykowego świata jest niezwykle ekscytujące, niezależnie od tego, czy wcielacie się w narkoterrorystę, czy w którąś z 4 frakcji (lub nawet wszystkie 4 naraz) podążających jego tropem. Mimo, że frakcje się nienawidzą, w tej sprawie mają jeden cel – znaleźć El Patróna i wyeliminować go raz na zawsze.
Ja tę grę uwielbiam, a skradła moje serce za wiele rzeczy. Po pierwsze za rozgrywkę inną, niż wszystkie. Niewiele jest tak ciekawych gier z ukrywającą się na planszy jednostką, a jednocześnie kilkoma innymi, lubianymi przeze mnie i dobrze zespolonymi z nią mechanikami, takimi jak pick-up and deliver czy asymetrycznymi zdolnościami postaci. Oczywiście, jest niedościgniony Star Wars Rebelia, ale to temat na nieco inną historię. Po drugie: lubię Narcos za zagadkę logiczną. Podczas gdy baron narkotykowy ukrywa się gdzieś na mapie, dysponując swoich Sicario, nie może ich postawić gdziekolwiek. Muszą znajdować się oni w określonej maksymalnej odległości od niego, co zawęża pole poszukiwań. Po trzecie: za to, że wsiąknęłam w klimat, mimo, że tematyka gangsterska mnie nie interesuje.
Nie zrozumcie mnie źle, Ojciec Chrzestny to klasyk, motyw gangów z lat 20. XX wieku jest dla mnie ciekawy. Ale obraz współczesnego gangstera w popkulturze jako mięśniaka ze złotym łańcuchem, który nie ma wiele mądrego do powiedzenia i stosuje prawo pięści (jak choćby gangus w Breaking Bad), nie zachęcał mnie do sięganie po gry z taką tematyką. Tylko że El Patrón to nie byle jaki gangster, a Narcos to po prostu świetna gra, która mnie kupiła.
Dwie strony konfliktu w grze Narcos są bardzo asymetryczne: El Patrón ma prawdziwy arsenał po swojej stronie. Ma Sicario, których karty zagrywa zyskując ciekawe akcje. Wypełnia też cele, które nie tylko przybliżają go do zwycięstwa, ale dostarczają bonusów. Ponadto laboratoria zapewniają mu kokainę, a zarazem duże pieniądze. Dzięki nim może wymykać się tropiącym, bo jeśli ma ich wystarczająco dużo, może uciec dosłownie wszędzie. W porównaniu z nim, ścigające go cztery frakcje urządzają sobie podchody. Moja przyjaciółka podczas pierwszej partii w Narcos frustrowała się, że policja i kartele mają za mało argumentów, by złapać zbiega.
Ale to wrażenie się rozmywa. Gdy raz mnie dopadła (tropiący muszą tego dokonać dwukrotnie, by wygrać), schwytanie El Patróna było już w zasięgu jednej dobrzej wymierzonej akcji. W tej grze łapie go aż 8 tropiących, po 2 na jedną frakcję. Same frakcje są też asymetryczne względem siebie i każda ma dodatkowe karty dające chwilowy lub stały efekt. Trzeba wybrać dobry moment, by zastosować swoją przewagę.
Zawężanie obszaru poszukiwań to dla mnie esencja gry podczas grania frakcjami. Jak wspomniałam, Sicario pojawiają się na mapie w określonej maksymalnej odległości od El Patróna. Dodatkowo można wykonać akcję zawężającą obszar poszukiwań. Możemy zapytać El Patróna, czy znajduje się w mieście, czy na plantacji, czy jest w tym samym regionie co my, a nawet w jakiej odległości od nas się znajduje.
I tu ma miejsce zabieg, który najbardziej lubię podczas gry El Patrónem. Blef. Ujawniając swoją odległość od wskazanego tropiącego, El Patrón podaje 2 liczby. Tylko jedna z nich jest prawdziwa. To moment na to, by pewnym głosem wskazać na fałszywą odległość i zawahać się wzruszając ramionami albo spoglądając na mapę, podając tą prawdziwą. Można to rozegrać także z twarzą pokerzysty i podać odległości zupełnie beznamiętnie. To moment, w którym można się zdradzić. Grając mafią warto też spojrzeć na to, gdzie tropiący porostawiali znaczniki kryjówki, czyli które miejsca podejrzewają. Należy robić wszystko, by nie zawężać im obszaru poszukiwań.
Podoba mi się, że gdy ścigające frakcje są już bardzo blisko, baron narkotykowy ucieka, bo następuje koniec sezonu. Gra podzielona jest bowiem na sezony, a po każdym z nich El Patrón zmienia swoje położenie. Ma się więc w zasadzie 4 szanse na jego złapanie w obecnej kryjówce: podczas 4 tur frakcji w czasie sezonu. Tury te następują naprzemiennie z turami El Patróna.
Narcos to duża gra: zajmuje cały mój stół. Wielka plansza, po której poruszają się figurki Sicario i tropiących robi wrażenie. Samo rozłożenie gry jest dość szybkie. W każdej rozgrywce El Patrón ma losową pulę Sicario, więc to największa zmiana względem poszczególnych partii. Potem wystarczy rozstawić figurki tropiących. Następnie El Patrón wybiera swoją kryjówkę i zaczyna się zabawa. Świetna zabawa w kotka i myszkę albo, jeśli ktoś woli “złap mnie jeśli potrafisz”.
Gra zostaje w mojej kolekcji, a znajomi dopytują o to, kiedy z nimi zagram. To najlepsza rekomendacja.