Dziś wtorek, więc czas na kolejną porcję odpowiedzi i opowieści z cyklu Pytań do fanów. Tydzień temu zapytaliśmy, jaka była twoja najgorsza porażka w Robinsonie Crusoe? Oto odpowiedzi i historie, jakie od Was otrzymaliśmy (pisownia oryginalna):
- Bartek: Wykończyła nas kozica.
- Konrad: kupel zeżarł wszystkie banany na wyspie – dosłownie totalne wypompowanie źródeł
- Agnieszka: Zabrakło nam jednego drewna w scenariuszu Rozbitkowie
- Fishy: Drugi scenariusz : przeklęta wyspa. Nie pamiętam szczegółów, ale już w drugiej rundzie chowałem komponenty z powrotem do pudełka . Wydarzenie z księgą – dwie mgły- pół biedy, ale przy każdej akcji przygoda, która tak wpłynęła na morale w grze jak i w rzeczywistości , że schowaliśmy grę. Po roku od tego wydarzenia, dzisiaj, tj. 25.07.2017 wraz z moją trzyletnią córką, która jak okazało się, ma mega szczęście w rzutach (same sukcesy, zero ran i przygód) scenariusz pękł w 10 rundzie, życie na maxa i morale też. 😀 Jutro idę z potomkiem zagrać w lotka.
- Mike: Runda po rundzie: drapieżnik (zakryj źródło żywności),powódź (przenieś obóz, a mieszkałem w grocie), 2 kart po kolei ze spadkiem morale po 2, a na koniec pożar, czyli ani jedzenia ani drewna.
- Dominik: Graliśmy z moją dziewczyną i bratem w scenariusz z ratowaniem Jenny. Wszystko szło zgodnie z planem, Jenny zostala uratowana, przygotowaliśmy tratwę, nastepnego dnia mieliśmy wypływać i zakończyć scenariusz. Jednak nieoczekiwane wydarzenie w postaci drzewa, które upadlo na obóz podczas wichury, zabiło nam nieszczęsną Jenny i ostatecznie polegliśmy.
- Kamil : Jedna porażka w Robinsona była powodem do kłótni z żoną, a później naszą ulubioną anegdotą 🙂 Żona chciała pokazać kto rządzi na tej wyspie, a kiedy kobieta głodna to zła. Dosłownie przymieralismy głodem i żeby wygrać trzeba było jakoś dociągnąć w miarę najedzonym, ostatnią naszą deską ratunku było polowanie i po kilku minutach dyskusji (i krzyku) kto idzie na polowanie, padło na mnie. Z zaostrzonym kijkiem na drugim poziomie “zachęcony” nie spodziewajac się jeszcze najgorszego, na głodnego poszedłem polować. Niestety trafiając na równie wygłodzonego tygrysa sam stałem się daniem głównym. Nie wiadomo co gorsze na wyspie, głodna żona czy tygrys, od razu jest się skazanym na pożarcie 🙂 Do dzisiaj wypominam małżonce te epickie zakończenie
- Michał: Z moją ekipą Robinsonową nie mamy problemów z większością scenariuszy. Poza jednym. Wyspa Kanibali to nasza zmora, której nie możemy pokonać mimo wielokrotnych prób. Raz jednak byliśmy naprawdę blisko wygranej. W ostatniej turze dozbroiliśmy naszego Żołnierza, aby mógł spalić miasto ludożerców. Wykorzystaliśmy wszystkie lekarstwa, aby mógł przeżyć atak, daliśmy mu morale z przedmiotów aby miał ich wystarczająco na użycie umiejętności dającej tymczasowo +3 do poziomu broni. Wszystko było wyliczone… Poza jednym. W Fazie Wydarzeń nasz Żołnierz, będący pierwszym graczem, dobrał kartę bodaj zatrucia pokarmowego, która uniemożliwiała mu wykonywanie akcji polowania. Żołnierz musiał zostać w obozie, a pozostali gracze mieli tak mało życia, że atak na wioskę skończyłby się samobójstwem. Tego dnia poznaliśmy, jak okrutną grą potrafi być Robinson.
Dzięki za wszystkie odpowiedzi i wspomnienia!