BRAK WIARY
Eric F. Kelley
Luty, 2022
Leah Solomon robiła co w jej mocy, by powstrzymać się od rzucania spojrzeń pełnych wściekłości, ale napięcie wokół jej zdrowego oka wskazywało na to, że jej się to nie udaje. Nie lubiła burmistrza Haven ani trochę.
– Obawiam się, że nie jest to żaden dowód – powiedział. Usiadł wygodnie w swoim skrzeczącym krześle i splótł palce, starając się sprawiać wrażenie myśliciela, chociaż tak naprawdę wyglądał jak tandetny brytyjski złoczyńca z powieści Dickensa.
– Rozumiem, że może to być cięzkie do zaakceptowania – starała się podejść do sprawy z rozsądkiem.
Przerwał jej szybkim gestem.
– Chyba niemożliwe! Chce pani, żebym uwierzył w potwory.
Nienawidziła, kiedy ktoś jej przerywał.
– Pokazałam panu obraz z kamery…
– Widziałem lepsze zdjęcia Wielkiej Stopy.
– A zeznania świadków?
– Biedaki. Bezdomni. Hołota! Na pewno pijani.
Starała się powstrzymać zgrzytanie zębami.
– W tym więcej niż jeden policjant… – zaczęła. Burmistrz ponownie podniósł rękę.
– Dosyć. Zgodziłem się na to spotkanie z szacunku dla pamięci po pani koledze, pani Solomon.
– Doktor.
Burmistrz wyszczerzył zęby spod swojego cieniutkiego wąsika.
– Obawiam się, że uniwersytet unieważnił pani tytuł.
– Który uniwersytet? – spytała. Zdziwiła się, ale postanowiła tego nie pokazać.
– Wszystkie. Decyzja zapadła wczoraj. – Wysłał obraz do jej holo-bransoletki. Zastąpili nimi tablety w zeszłym roku. – To przez tę pani… krucjatę. Gdyby miała pani coś konkretnego, może wtedy ktoś by posłuchał, a tak, odrzucają panią i w środowisku akademickim i rządowym, ciągle i ciągle. Nic dziwnego! Chce pani, żebyśmy uwierzyli w potwora z Loch Ness.
Spojrzała na zawiadomienie o unieważnieniu jej tytułu, unoszące się w powietrzu. Kolejny problem. Kolejna blokada. Kolejny dowód na to, że jakieś niewidzialne siły były przeciwko niej. Machnęła ręką w powietrzu, by zamknąć dokument.
– Nieistotne.
Brwi burmistrza poszybowały w górę.
– Nie sądzę, żeby było to takie nieistotne. To, że początek pani upadku nastąpił równocześnie z tym incydentem kilka lat temu też nie jest nieistotne. – Pochylił się do przodu, wyglądem przypominając kucającą żabę. – Czy może zawdzięcza pani swoje sukcesy głównie dobrej woli doktora Gana? Niestety, korzyści ze znajomości z nim nie przetrwały jego wypadku ani śmierci.
Wstała.
– Skończyliśmy.
– Owszem, skończyliśmy. Pani Solomon, dla własnego dobra, powinna pani zrezygnować z głoszenia tych… szalonych pomysłów.
Nie starała się już powstrzymywać swojego spojrzenia pełnego wściekłości. Burmistrz próbował je wytrzymać, ale nie potrafił.
– Niech pan pamięta o tej rozmowie, kiedy po pana przyjdą.
Burmistrz zbladł, a ona wyszła.
Idąc sztywnym krokiem w kierunku windy, mamrotała do siebie.
– To samo. Znowu. Pomyśleć, że właśnie po to się umalowałam.
Dzwonek windy zabrzmiał jak dzwon kościelny. Drzwi otworzyły się, a za nimi stała elegancka młoda kobieta, ubrana w strój biznesowy. Jej włosy były bardzo jasne, a akcent – bardzo brytyjski.
– Och! Doktor Solomon?
– Teoretycznie. Co mnie zdradziło?
– Pani opaska na oko. Bardzo się wyróżnia.
Leah nie miała dla niej czasu.
– Tak… pani wybaczy, spieszę się.
– Dołączę, jeśli nie ma pani nic przeciwko. – Kiedy drzwi windy zamknęły się, kobieta podała jej dokument wydrukowany na prawdziwym papierze. – Oficjalne wezwanie do sądu. Pozywają panią.
Ogarnęło ją przeczucie, które dobrze znała. Szybko je odrzuciła, po czym zastąpiło je wściekłość.
– Co znowu?
– RavenCorp, ich filie i udziałowcy, nie zgadzają się na użycie ich własności, materiałów i personelu w pani kampanii oszczerstw przeciwko tejże korporacji.
Bzdura! Raven to jedna z największych międzynarodowych stacji informacyjnych. Czego mogli od niej chcieć?
– Nigdy nie powiedziałam niczego przeciwko Raven. Pod jedną z ich siedzib znalazłam ślady inwazji. To jest fakt!
– Więc nie powinna mieć pani żadnego problemu z udowodnieniem tego w sądzie. Czy ma pani reprezentującego panią adwokata, z którym powinnam się skontaktować?
– Nie. Nie wiem czego Raven oczekuje, nie ma tutaj żadnych pieniędzy do wygrania. Kto mnie pozwał? Ktokolwiek to był, pewnie myślał, że będę łatwym celem.
Kobieta wzruszyła ramionami.
– Wydaje mi się, że sama pani Lafeyette.
Leah oniemiała. Szefowa medialnego imperium zwróciła uwagę na jej działalność? Do tego im się sprzeciwia?
– Co jest, k….?
– Myślę, że pani liczne prośby o wsparcie i dofinansowanie tej, jakby to powiedzieć, dziwacznej pogoni za „potworami” zwróciło jej uwagę.
– A pani kim jest?
Winda otworzyła się z dźwiękiem. Kobieta wyciągnęła rękę i powiedziała:
– Melanie Raye, w RavenCorp pracuję jako asystentka prawna.
Leah zerknęła na jej wyciągniętą dłoń, po czym wyszła z windy.
– Nie podaję ręki ludziom, którzy pozywają mnie bez powodu.
Melanie poszła za nią.
– To sugeruje, że podałaby pani rękę, gdyby mieli powód, żeby panią pozwać.
– Nie mam czasu na żarty, a w tej sytuacji uważam je za obraźliwe. Skończyłyśmy rozmowę – rzuciła, nie zwalniając kroku.
– Niech pani poczeka! Proszę… tylko chwilę. Naprawdę chcę pani uwierzyć.
Leah zatrzymała się i odwróciła.
– Dlaczego?
– M… miałam brata – powiedziała, odwracając wzrok. – Był policjantem, zniknął na patrolu. Jego partner jest w śpiączce. Wygląda, jakby zaatakowało go… zwierzę. Duże. Działo się to na terenie jednego z budynków RavenCorp. Sprawdzali ślady włamania. – Spojrzała w górę. Z jej brytyjskiej powściągliwości zostały już tylko strzępy. – Chcę wiedzieć co się stało.
Leah wpisała adres do swojej holo-bransoletki i podniosła ją tak, by umieścić hologram na wysokości wzroku Melanie.
– Czy to było tutaj?
Melanie spojrzała i powiedziała:
– Tak, to nasza lokalna kwatera główna.
Leah zamknęła hologram.
– Twój brat nie żyje. Jeśli ma szczęście.
– Nie wiesz tego!
– Wiem, ale jeśli pani chce, to niech się pani trzyma się nadziei, zamiast stawić czoła prawdzie. Wszyscy to robią. Zmiana klimatu, recesja gospodarcza, oszustwa na skalę światową… Każdy tylko siedzi, mając nadzieję, że w końcu będzie lepiej, zamiast stawić czoła rzeczywistości i spróbować coś zaradzić. Zabawne że pani, pracownica RavenCorp, szuka prawdy. Wasza stacja jest największym propagatorem takiego myślenia. Budujecie tylko zamki na piasku. Przez ostatnie trzydzieści lat narzucaliście swój sposób patrzenia na świat kretynom, którzy wierzyli w cuda, mimo dowodów, więc to nie powinien być dla pani problem. Proszę sobie wmawiać, że pani brat żyje, jest szczęśliwy i wyszedł tylko po pączki. Jestem pewna, że zaraz wróci.
Melanie otworzyła szeroko oczy. Jej podbródek zaczął drżeć. Leah wywróciła oczami.
– Daj spokój – rzuciła i ruszyła dalej.
– Proszę mi pokazać!
Leah zatrzymała się i westchnęła.
– Co?
– Dowody. Wszystkie.
Leah odwróciła się.
– Po co? Chcę, żeby ludzie u władzy zaczęli traktować mnie poważnie, a nie sądzę, żeby asystentka prawna miała okazać się pomocna w tej sprawie.
– Nie, ale przynajmniej mogę odwołać pozew. Jeśli mój brat naprawdę nie żyje… – przęłknęła ślinę – albo gorzej, jak pani twierdzi, wtedy będzie miała pani kolejną osobę po swojej stronie.
Leah zastanowiła się nad tym chwilę. Niedorzeczne. Ta dziewczynka nie może zrobić nic, co mogłoby mi pomóc. Jej brat też nie, nawet jeśli jeszcze by żył. Cholera, przepytała dwóch policjantów, którzy prawie oszaleli przez to, co zobaczyli. Jednak musiała przyznać, że byłoby miło, gdyby odwołano ten pozew. Zwłaszcza po tylu porażkach, których doświadczyła. Naprawić jeden problem, potem przejść do następnego.
– Dobra. Masz swoje biuro?
– W naszej lokalnej kwaterze głównej.
O ironio.
– Oczywiście. Spotkajmy się tam.
– Dziś wieczór. Po dziesiątej. Powiem ochronie, żeby cię wpuściła.
– Dobra – powiedziała Leah, wychodząc.
CDN…