Od czasu do czasu trafia do nas prototyp tak dobry, że nie da się tego wręcz opisać. Nie zdarza się to często, ale mimo wszystko się zdarza. Tak to właśnie było z Dziedzictwem: testamentem diuka de Crecy w 2012. Albo chociaż z Poprzez Wieki w 2014. Szalone Wózki trafiły do nas w 2015…
Doskonale pamiętam to popołudnie, kiedy pierwszy raz zagraliśmy z prototyp Szalonych Wózków. To był dzień przeznaczony w biurze na testowanie przyjętych prototypów. Po kilku grach, byłem przemęczony. Byłem rozczarowany. Byłem o krok od wyjścia z biura i udania się do domu. Nie trafiło się nic nowego, nic ekscytującego, nic wciągającego w tych prototypach, które pojawiły się na stole tego dnia.
Grzesiek wyłożył na stół kolejny prototyp. „Gra wyścigowa”, powiedział. Setka małych hexów nadrukowanych na małej planszy sprawiła, że chciałem stamtąd wybiec. Plansze graczy były w języku francuskim. Cienkie zasłonki wywracały się co chwilę, co za bałagan.
Tak czy inaczej zagraliśmy. 60 minut minęło w przeciągu sekundy.
Pamiętam jak przyglądałem się z nad stołu innym graczom. Pamiętam jak szukałem kontaktu wzrokowego z Grześkiem. Pamiętam jak uśmiech powoli pojawiał się na mojej twarzy.
Pamiętam jak pomyślałem: „Cóż, to było naprawdę zabawne. Udało nam się coś tutaj znaleźć. O kurczę, naprawdę coś tutaj znaleźliśmy…”
Było sporo problemów z samą grą, nie mówię, że nie. Plansza pełna hexów, wyglądała niesamowicie nudno. Zasady poruszania się były bardzo skomplikowane. System punktowania… cóż, nie było żadnego systemu punktowania! Byłem zaskoczony. Nie trzeba punktować. Ścigam się do linii mety tylko po to, by przekroczyć ją jako pierwszy!
Ale pod całym tym zamieszaniem, pod całą warstwą tego kurzu, znajdował się klejnot. Zabawa w najczystszej postaci. Genialny pomysł dwóch kierowców sterujących jednym wózkiem.
Skontaktowaliśmy się z autorem. Prace ruszyły pełną parą. Przyszedł czas by wypolerować ten diament.