Niniejszy tekst opisuje uniwersum Artefaktów Obcych. Wszystkie teksty podzielone są na Części, te z kolei na Odcinki. Część 1: Okruchy wprowadzi cię w uniwersum Artefaktów Obcych. Poznaj różne odsłony tego świata, jego bohaterów i wydarzenia, które składają się na niezwykły czas przełomu, u progu którego znajduje się ludzkość. Przełomu, który zainicjowało odkrycie rasy obcych: jej wytworów, technologii, architektury i myśli.
Lokalizacja: Drugi pas asteroidów systemu Paracelsus (formalna przynależność: Liga)
Baryła, statek wydobywczy typu Harvester. 14:58 czasu pokładowego
– Dobra, Kotek. Za co się teraz bierzemy?
– Masz to w logu. Sondy polubiły ten kamol, który przypomina wielką połówkę pluszowego misia, a sondom trzeba wierzyć. Srebro, platyna, miedź, trochę niklu, a do tego ładne podejście i spokojna trajektoria. Jak dla mnie tego właśnie nam potrzeba.
Resley wywołał na projektorze dane obiektu. Faktycznie – w okolicy były asteroidy obiecujące bogatsze złoża, ale trzeba by się dużo bardziej nagimnastykować, żeby się do nich dobrać. Beczka, ich sfatygowany harvester, nie widziała doku od trzynastu miesięcy i coraz więcej systemów chodziło na słowo honoru. A do tego “Misiek” był na zielonej liście skatalogowanych i bezpiecznych obiektów eksploatacji, namaszczony błogosławieństwem ich związku. „Jeszcze tylko ta i wracamy do domu” – pomyślał.
Baryła, 22:45
– Zbliżamy się do Miśka. Kontakt za T minus sześćdziesiąt.
Resley uwielbiał słuchać mrukliwego, spokojnego głosu kobiety. Kira, jego partnerka i w życiu, i w interesach, prowadziła statek pewnie, punkt po punkcie odhaczając procedurę lądowania. Gdyby on siedział za sterami, robiłby wszystko trzy razy szybciej i bardziej ryzykownie… i właśnie dlatego to on tkwił teraz w skafandrze próżniowym przy półautomatycznym stanowisku rozładunkowym u wylotu ładowni, zamiast grzać tyłek w przytulnym kokpicie. Ostatnie, czego potrzebowali przy podejściu do asteroidy, to ryzyko.
– Alpiny trzy-trzynaście gotowe do rozładunku. Alpiny trzynaście – dwadzieścia sześć w stanie czuwania – zaraportował.
– Kontakt wzrokowy z lądowiskiem, kontakt za T minus trzydzieści pięć.
Pożałował, że nie ma tu ekranu z kamer zewnętrznych. Na zewnątrz zapewne rozgrywała się malownicza scena, gdy kupa żelastwa – ich dom i miejsce pracy – zbliżała się do kilkunastokilometrowej kosmicznej skały wydobywanej z ciemności długimi pasmami świateł reflektorów.
– T minus pięć, cztery, trzy, dwa, jeden…
To były ostatnie słowa Kiry, które Resley usłyszał w życiu.
GLS Bravery, okręt Ligi
Chorąży Emily Tannidottir z wypiekami na twarzy obserwowała holoprojekcję zajmującą całą centralną część mostka. Ostatnie kwadranse odesłały w niebyt długie tygodnie dryfu w ukryciu, na biernym nasłuchu, przy wyłączonych silnikach i straszliwej, paraliżującej, lepkiej jak pajęczyna nudzie.
Zaczęło się od sygnału, który pokładowa SI zwizualizowała jako narodziny małego słońca pośród mrocznych okruchów pasa asteroidów. Na jednej z bocznych projekcji ten moment wciąż powtarzał się w zapętleniu: brudny, widoczny z daleka ślad górniczego harvestera, jego zetknięcie z asteroidą P 233/A/34-2 i eksplozja odczytów, rezonujące, odbite od tysięcy skał echo.
Eksplozja, która przebudziła ten, zdawałoby się, opustoszały wycinek przestrzeni, w którym miało nie być nikogo prócz kilku załóg górniczych. Pierwszy pokazał się okręt Unii, najpewniej klasy Liberty, od dwudziestu trzech minut w pełnym ciągu pędzący w stronę Obiektu. Zaraz potem cztery statki górnicze, dotąd ociężałe i zajęte złożami, w cudowny sposób przemieniły się w zwrotne jednostki manewrujące żwawo na wąskich szlakach pasa asteroidów. Projekcja pokazywała też echo jakiegoś niezidentyfikowanego okrętu, z odczytami wykazującymi pewne podobieństwa do frachtowców ambasadorskich Akademików.
“Do tego dwa nasze własne, ligowe…” – Tannidottir po raz setny przeniosła wzrok na odczyty projektora na jej stanowisku – “Ciekawe, kto jeszcze kryje się w pobliżu, tak jak my udając martwy kawałek skały”.
Wypieki na twarzy, mrowienie w rękach, lekki ścisk w brzuchu i nieuchwytna, adrenalinowa świeżość, której nie czuła od tygodni – całe ciało pani chorąży dawało jej znak, że operacja Indiana właśnie wkracza w decydujące stadium.
Wrak harvestera, powierzchnia asteroidy P 233/A/34-2 “Misiek”
Resley poruszył się raz, drugi. Do przytomności przywróciła go pompowana do krwi chemia z systemu podtrzymywania życia jego skafandra, a może irytujące pulsowanie alarmowych kontrolek wyświetlacza w hełmie – nie był pewien. Powiódł wzrokiem dookoła. W pokrzywionych, rozerwanych kształtach domyślił raczej niż dostrzegł kształty alpin i czegoś, co mogło być bryłą ładowni Baryły. Ale widział też struktury, które w żadnym razie nie mogły należeć do jego statku: równe, długie ciągi równoległych pasm, spiralne zagłębienia, wielkie łuki niczym zwieńczenia podziemnego gmachu…
Potrzebował chwili, by odkryć, co jest nie tak. Choć znajdował się na asteroidzie, szmat drogi od najbliżej gwiazdy, było tu jasno jak w dzień. Wciąż nie w pełni przytomny odwrócił się do źródła światła: rzędów mini-słońc, wolno, lecz systematycznie rosnących. “Statek. Leci tu jakiś pieprzony statek! Nie byliśmy tu sami!” – pomyślał. I przypomniał sobie o kobiecie.
– Kira, słyszysz mnie? Kira, odezwij się! Kira! Kira! – nawoływał rozpaczliwie, zmieniając częstotliwości z kanału bezpośredniego na pokładowy, otwarte pasmo, i znów na bezpośredni. Nie doczekał się odpowiedzi, na którą liczył. Zamiast tego usłyszał:
Tu mat Densley, okręt Gwiezdnej Unii SS Mantikora. Proszę zachować spokój. Za moment zostanie pan internowany.
Autor: Rafał Szyma
Zapraszamy do naszego sklepu – Artefakty Obcych już dostępne!